Firma mnie rzeźbi!

Firma mnie rzeźbi!

Wyobraź sobie kamień. Może to być marmur albo granit. Jesteś rzeźbiarzem i postanawiasz pokazać jak Michał Anioł podobno zwykł mawiać, „Widzę rzeźbę, teraz muszę tylko odrzucić to, co zbędne”

Bierzesz potrzebny sprzęt i zaczynasz. Stopniowo wraz kolejnymi uderzeniami, ujawnia się postać. Nadajesz jej coraz bardziej ludzki kształt i oto jest – postać, człowiek. Płeć w tym momencie nie jest najważniejsza.

A teraz wyobraź sobie, że ten kamień czuł. Czuł każde uderzenie, każdy szlif. Proces wyłaniania się postaci był trudny nie tylko dla samego artysty, ale i rzeźbionego. Na koniec, jako artysta możesz być zadowolony z efektu swojej pracy. Czasem niekoniecznie.

Niebawem minie 4,5 roku jak prowadzę swoją firmę i czasem czuję się jak taki artysta, choć dużo częściej jak ten kamień. Własny biznes to nie tylko realizacja projektów, tworzenie ciekawych rzeczy dla klientów. To według mnie przede wszystkim praca z samym sobą.

Prowadzenie firmy to też…

Pozyskiwanie czy też rozwijanie kolejnych umiejętności, które są kluczowe dla sukcesu prowadzenia firmy. To proces rzeźbienia naszego charakteru, testowanie wytrzymałości materiału, a także jego plastyczności.

Prowadzenie firmy

Ja sprzed firmy i obecna ja to inne osoby. Dopiero z perspektywy czasu widzę ile pracy musiałam włożyć w to, aby stać się tym kim jestem teraz i niestety widzę jak wiele rzeczy jeszcze przede mną. Takie umiejętności jak personal branding, sprzedaż, delegowanie obowiązków czy windykacja należnych środków to coś z czym nie każdy się rodzi. Umiejętność reakcji na to co wydarza się każdego dnia, też jest czymś co rozwija się z czasem i jest efektem prowadzenia firmy.

Im bardziej materiał z którego jesteśmy stworzeni jest elastyczniejszy, podatniejszy na zmiany i dopasowujący się do otoczenia tym lepiej. Ponieważ każda zmiana mimo wszystko boli.

Nie wierz w to, że prowadzenie firmy to tylko biznes plan, który musisz zrealizować. Przede wszystkim zacznij od siebie. Brzmię tutaj troszkę jak coache, których tak bardzo nie lubię, ale tym wypadku to akurat prawda.

Nastaw się, że praca nie zawsze będzie łatwa. Ty nie od razu nauczysz się nowych rzeczy i trzeba będzie nieraz poprawiać swoją pracę, modyfikować bo jednak rzeźbienie nie idzie tak szybko, tak sprawnie jak myślałeś. Nastaw się też, że nie wiesz jak na Ciebie wpłynie prowadzenie firmy, jak bardzo się zmienisz i w którym kierunku.

prowadzenie firmy

Zaczynam rozumieć, choć nie zawsze pochwalam, komentarze typu „własny biznes go zmienił”, „teraz jest jakaś inna”. To naturalne i lepiej się na to przygotuj. Własna firma Cię wyrzeźbi. Zhardziejesz i coraz mniej rzeczy będzie Cię wzruszać. Uodpornisz się, ale nie będzie to najprostsze. Na pewno nie najłatwiejsze i nie zawsze najprzyjemniejsze.

Ważne byś był świadom tego procesu. I na koniec czy będziesz z tej zmiany zadowolony…

Woodstock – Festiwal, który przytula

Woodstock – Festiwal, który przytula

Gdyby rok temu ktoś powiedział mi, że wezmę udział w Woodstocku –  wyśmiałabym tę osobę. To wydarzenie niespecjalnie do mnie pasowało.

Troszkę z tego powodu, że zawsze bałam się tak dużego tłumu, tego, że nie będę czuła się wystarczająco bezpieczna. Pijani ludzie, mieszanka różnych środowisk – nigdy nie wydawało mi się to zbyt komfortowe.

Wizja wszechobecnego błota, które tak często jest pokazywane w mediach, też mnie specjalnie nie zachęcała, ani wątpliwej jakości prysznice – jeśli w ogóle są.

I oto w tym roku znalazłam się w gronie uczestników tzw. „Brudstocka”! Od razu muszę przyznać, że wszystkie moje wątpliwości były bezzasadne. Opierałam się tylko na medialnych relacjach, które są bardzo wybiórcze, pokazują zaledwie fragment tego, czym jest cały festiwal. A jest czymś absolutnie rewelacyjnym.

Wszystko zaczęło się w chwili gdy powiedziałam Maćkowi Budzichowi, że zawsze chciałam, żeby tłum poniósł mnie w trakcie koncertu. Ciekawa byłam po prostu jak to jest. Nasza  rozmowa tak się potoczyła, że Maciek zaproponował, abym zgłosiła się do Akademii Sztuk Przepięknych, która co roku organizuje mnóstwo ciekawych warsztatów w trakcie Woodstocka.

I tak się też się stało. Pojechałam na festiwal z otwartą głową, bez oczekiwań. Postanowiłam nie kierować się tym, co wiedziałam o nim z mediów, a zobaczyć co przyniesie sam udział. Dodatkowo miałam poprowadzić zajęcia pod tytułem „Kobiety w biznesie”, na których chciałam opowiedzieć o tym, w jaki sposób rozkręcałam z grupą kobiet społeczność Wenusjanek. Pomyślałam, że już czas zacząć opowiadać o tym, jak my to zrobiłyśmy. Podzielić się wiedzą w zakresie networkingu.

Start Festiwalu Woodstock

Przyjechaliśmy w środę wieczorem i już na miejscu poraziła mnie liczba osób i rozbitych namiotów. Jak się później okazało, każdego dnia, aż do koncertu finałowego przybywało ich więcej i więcej. Nigdy nie widziałam tyle namiotów w jednym miejscu!

Woodstock

Do tego namioty i kreatywnie zaaranżowane przestrzenie sponsorów, stanowiska z jedzeniem, nie mówiąc o wielkim diabelskim młynie Allegro, który już z daleka był widoczny.

Już pierwszego dnia można było liczyć na sprawne wejście w klimat festiwalu. Różne przestrzenie zapewniały muzykę, pierwsze koncerty wprowadzały w nastrój. Tego dnia pogoda była idealna, a niebo gwiaździste, więc już wtedy byłam w zasadzie „kupiona”.

Poranek mógł nie nastrajać tak pozytywnie. Zaczęło padać, co w mieście nie jest miłe, a co dopiero na festiwalu, gdzie większość koncertów odbywa się na zewnątrz. Mnożąc to przez setki tysięcy ludzi na Woodstocku  nie zapowiadało się ciekawie.

Mnie jednak humor poprawiła muzyka, którą słychać było z dużego namiotu ASP ustawionego obok pola namiotowego, gdzie spałam. Radosne dźwięki z zajęć zumby sprawiały, że  zamiast być poirytowana,  wstałam w świetnym nastroju.

Co prawda za chwilę, kiedy schodziłam na śniadanie, byłam cała przemoczona, ale szczególnie mi to nie przeszkadzało. Wręcz bawiła mnie cała ta aura. Luz, mnóstwo pozytywnie nakręconych ludzi, zabawne aranżacje przestrzeni jak „szafa do Narni” czy choinka udekorowana z puszek po piwie.

Mój namiot ulokowany był na górce ASP, więc za każdym razem, gdy szłam do części gastronomicznej czy też pod którąś ze scen, musiałam zejść w dół. Jak się pewnie domyślacie, deszcz zrobił swoje i niebawem nasza górka zamieniła się w błotną zjeżdżalnie, z której i ja skorzystałam… Nie było to celowe, ale jeszcze bardziej mnie rozbawiło. Gdyby coś takiego przydarzyło mi się w Warszawie, byłabym zdecydowanie bardzo nie w humorze. Tutaj śmiałam się i żartowałam, że wtapiam się w tłum.

Najciekawiej prezentowały się moje trampki!

Woodstock

W sumie przez dwa dni chodziłam w mokrych rzeczach. Nie brałam aż tak dużej ilości ciepłych ubrań i wolałam chodzić w mokrych i czekać aż wyschną na mnie, niż później wracać też przemoczona. A nie wiedzieliśmy czy prognozy faktycznie się sprawdzą i po dwóch dniach deszczu, będą kolejne dwa dni suche.

Woodstock

Efekt zjazdu z góry ASP

Warsztaty

Moje warsztaty dzisiaj z pewnością bym zmieniła. Temat „Kobieta w biznesie” nie nastraja na klimat Woodstocku, mimo to przyszło trochę osób i z tego powodu jestem bardzo zadowolona.

Sama brałam oprócz tego udział w zajęciach Art of living, które dotyczyły medytacji, a szczególnie technik oddechowych. Po godzinie czułam, że nie tylko jestem super dotleniona, ale nawet moja wątroba czy żołądek czują się zrelaksowane. Bardzo polecam – na pewno  poszukam ich w Warszawie.

Właściwie każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Były wystąpienia podróżników, zajęcia z robienia zabawek dla zwierząt, spełniania marzeń czy gry na bębnach. W sumie program ASP składał się z blisko 700 bezpłatnych propozycji. Wystarczyło tylko przyjść i skorzystać. Potestować nowe rzeczy, co uważam za szczególnie rozwijające.

Ludzie

To, co mnie niepokoiło. Tłumy, ludzie nie wiadomo skąd, którzy nie wiadomo jak się zachowają, byli przeze mnie w rzeczywistości odebrani zupełnie inaczej. Wymalowane włosy czy buzie sprzyjały spontanicznemu nawiązywaniu znajomości, a karteczki, które mieli na szyi typu: „free hugs”, „szukam żony” czy „ratunku trzeźwieję” tylko wzmacniały to, że czułam się bardzo swobodnie i w gronie bliskich mi osób.

Dotychczas nie brałam udziału w wydarzeniu, gdzie ktoś po prostu idzie i przytula się do innych osób, jest przy tym tak pogodny i otwarty. Przywykłam do eventów, które wypełnione są ludźmi skupionymi, komunikatywnymi, ale mimo wszystko dbającymi o to, co inni o nich powiedzą. Tutaj większość uczestników nie analizowała, nie gdybała –  była sobą. I to naprawdę przekonuje do tego, żeby jeszcze raz tam wrócić w przyszłym roku.

Organizacja Festiwalu Woodstock

Uwielbiam logistykę. To, w jaki sposób coś przygotować, ile potrzeba do tego ludzi, jak dobrać proporcje jedzenia itp. Kiedy jechałam na Woodstock miałam wyobrażenie, że to duże wydarzenie, na pewno musi być super zorganizowane, więc teraz będę mogła zobaczyć od zaplecza, jak to wygląda w praktyce.

Woodstock

Tłumy w trakcie wywiadów z gośćmi ASP

To, co zobaczyłam naprawdę mnie zaskoczyło. Nie chodzi o to, że miałabym się czepiać, bo nie po to tam przyjechałam. Chciałam raczej zobaczyć jak oni to robią, że tyle ludzi chce dla nich pracować, dodam – za darmo. Mają pasję, ale przede wszystkim doskonale wiedzą, co do należy do ich obowiązków.

Idea „Pokojowego patrolu”, czyli osób, które pilnują porządku, dbają o właściwy i bezpieczny przebieg wydarzenia jest godna naśladowania. Najbardziej podoba mi się pomysł „niebieskich”, czyli płatnej ochrony, która z powodu zmiany kategorii eventu, w tym roku musiała być w dużo większym składzie.

Zwykle kiedy widzimy dużo policji w mundurach, czy ochroniarzy z odblaskowymi napisami na plecach, zamiast czuć się bezpiecznie, czujemy się dużo bardziej niepewnie. Chcemy jak najszybciej wyjść poza strefę, gdzie oni się znajdują. Ponieważ skoro tam są, to znaczy, że ta przestrzeń nie jest najbezpieczniejsza.

Tutaj zupełnie nie było takiego poczucia. Przez fakt, że mieli na sobie koszulkę jak inni wolontariusze, tylko w kolorze niebieskim, byli bardziej „ludzcy”. Nie dali odczuć, że festiwal może być w jakimś stopniu niebezpieczny.

Dużo rozmawiałam z różnymi wolontariuszami. Czy to „czerwonymi” czy z biura prasowego i to, co najbardziej przebija się przez ich wypowiedzi to poczucie wspólnoty. Oni podobnie jak ja, nieraz chodzili w mokrych butach czy ubraniach. Dbali o porządek w deszczu, często później w słońcu, a mimo wszystko wydawali się być szczęśliwi.

Ostatniego dnia dwóch chłopaków opowiedziało mi swoją historię udziału w festiwalu czy finału WOŚP. To poruszające jak nieraz tego rodzaju wolontariat wpływa na nasze życie. U nich zadecydował m.in. o tym jaki kierunek i miejsce studiów wybrali. Wśród wolontariuszy mają swoich przyjaciół, a nieraz i drugie połówki.

Woodstock

Przez cztery noce jakie spędziłam na Festiwalu Woodstock, zasypiałam przy odgłosach koncertu i kiedy w niedzielę, na koniec słychać było tylko zbierany sprzęt zrobiło mi się przykro. Spotkałam tutaj klimat, jakiego dotychczas nie miałam okazji zaznać. Swoboda, luz i życzliwość ludzi w stosunku do siebie nawzajem. Uważam, że każdy chociaż raz w życiu powinien wziąć udział w takim wydarzeniu.

Woodstock

Ja mam nadzieję będę mogła jeszcze w nim brać udział. A wy uczestniczyliście w nim kiedyś? Macie jakieś szczególne wspomnienia z Festiwalu Woodstock?

 

Marta – kobieta, która promuje feng shui w Polsce

Marta – kobieta, która promuje feng shui w Polsce

Wenusjanki pozwalają mi na poznawanie wybitnych, nietuzinkowych, szalenie ciekawych osób. Dzisiaj pierwsza z nich – Marta Kaniewska – audytor klasycznego feng shui. Nie tylko wspiera firmy w ich rozwoju poprzez zastosowanie chińskiej nauki, wydała ostatnio książkę, którą promuje praktyki starożytnych mistrzów.

Zapraszam Was do naszej rozmowy, w której tłumaczy o co naprawdę chodzi w feng shui i w jaki sposób ta nauka zmieniła jej życie.

AK: Powiedz jak się zaczęła Twoja przygoda z feng shui?

Marta Kaniewska : Kiedy pracowałam w Komisji Europejskiej w Brukseli zaczęłam uczyć się języka chińskiego. Wychodząc kiedyś po zajęciach od mojego nauczyciela zadałam mu pytanie: „Dlaczego mieszkasz i prowadzisz swoją szkołę w tak mało ciekawym budynku?” Kamienica nie była wizerunkowo spektakularna. Kiedy dostałam adres i tam weszłam, zastanawiałam się, czy faktycznie będę chciała mieć tam zajęcia. Odpowiedział mi, że ta kamienica ma bardzo dobre feng shui, a szczególnie drzwi wejściowe, które będą go finansowo wspierały do 2044 roku ze względu na bardzo dobre qi. Więcej mi nie powiedział. Po powrocie do domu zaczęłam szukać informacji na ten temat w Google. Nie znalazłam niczego na temat qi, jedynie wzmianek o kolorach i różnych przedmiotach.

Marta Kaniewska-feng shui

fot. Archiwum prywante

Ze względu na to, że mieszkałam w Belgii stwierdziłam, że popytam tamtejszych ekspertów. Poszukałam ich stron internetowych, lecz na większości sprzedawane lub zalecane były tylko jakieś gadżety. W związku z tym, na kolejnych zajęciach zadałam pytanie nauczycielowi, co miał na myśli mówiąc o qi i dlaczego on nie ma gadżetów kojarzonych z feng shui u siebie w kamienicy.

AK: No właśnie, przecież mówi się postaw sobie słonika, postaw coś czerwonego w oknie, postaw jakąś świecę albo tę żabkę, która miałaby przyciągać pieniądze. W takim razie o co tu chodzi, skąd to się wzięło?

Marta : Feng shui jako nauka deprecjonowana jest przez liczne błędne interpretacje jej założeń i praktycznych zastosowań, a także przez nieprawdziwe informacje na jej temat. Wykorzystywanie różnych przedmiotów jest związane z przeniesieniem kultury chińskiej na grunt europejski. W mojej opinii i w opiniach mistrzów, z którymi rozmawiałam w Azji, wynika to z niewielkiej wiedzy na temat tego, czym  jest autentyczne feng shui i z całej gamy mitów, jakie wokół niego powstały. Mało jest informacji z wiarygodnych źródeł.

Źródłowe materiały dotyczące autentycznego feng shui są w języku chińskim, który jest tłumaczony na język angielski lub inny europejski. Nie ma w księgach nic na temat przedmiotów, kolorów, siatki ba gua i tego co należy do tzw. new age feng shui.

Mistrzowie gromadzili swoją wiedzę i przekazywali ją swoim uczniom. W latach 90. XX wieku feng shui zyskało wielu zwolenników na Zachodzie. Jest to jednak zupełnie inna praktyka, zwana new age feng shui, od klasycznego stosowanego w Azji. Na Zachodzie sprowadzone zostało głównie do mody.

Powstało wiele różnych szkół, w których stosuje się wspomniane gadżety. Kultura chińska jest bogata w motywy i pozytywne symbole, takie jak np. żabki i figurki innych zwierząt. Stosowanie tego typu przedmiotów weszło do zagadnień feng shui dopiero w latach 90. XX wieku i nie ma związku z klasyczną jego wersją.

Feng shui skupia się wokół qi. Prawdziwe qi jest naturalne, a nie stworzone przez człowieka. Prawdziwe qi pochodzi z naturalnych gór, a nie z obiektów i przedmiotów, które można kupić. Klasyczne feng shui jest nauką opartą na logicznych zasadach i formułach, a nie gadżetach.

AK: Jak to się stało, że skończyłaś pracę w Komisji i zajmujesz się teraz już tylko feng shui?

Marta:  Kiedy mój nauczyciel powiedział mi, że przyjechał do niego znajomy z Tajwanu i wybrał mu odpowiedni budynek na kamienicę i mieszkanie, co wymagało dosyć głębokiej analizy, to stwierdziłam, że jest to ciekawe i niekoniecznie związane z kolorami. Mam umysł analityczny, ścisły i ciekawią mnie różne możliwości. Ponownie poszukałam informacji w Internecie, jednak nic nie znalazłam.

Zaczęłam szukać odpowiednich szkół uczących feng shui i znalazłam je w Malezji. W międzyczasie byłam na konferencji w Singapurze, gdzie potwierdziłam, że te dwie akademie, w których zdobywałam wiedzę, są uznawane za najlepsze. Pojechałam również do Chin, bo chciałam  podszkolić język chiński. Mistrzów, których poznałam wcześniej, niestety nie spotkałam, ponieważ okazało się, że są poza Chinami, np. na Tajwanie.

W międzyczasie kupiłam sobie różne DVD, oglądałam je godzinami, niestety jedyne co na nich się znajdowało to krajobrazy gór, wód, domy, osiedla – zupełnie inny kontekst. Podjęłam decyzję, że Komisja Europejska nie jest moją ścieżką zawodową, że zajmę się audytem klasycznego feng shui. Zawsze podkreślam, że zajmuję się klasycznym, a nie new age feng shui. Niestety większość osób i tak nie widzi różnicy. Dla nich oznacza to dokładnie to samo.

AK: Co Cię przekonało? Wydaje mi się, że Komisja Europejska była pewną i stabilną pracą, a Ty nagle rzucasz wszystko i zostajesz konsultantką feng shui?

Marta: Jestem pasjonatką życia i moich zainteresowań. Wynagrodzenie jak najbardziej jest dla mnie istotne, lecz feng shui ma również wspierać sprzyjające finansom okoliczności. Jeżeli będę posiadała odpowiednią wiedzę z tego zakresu, to i tak będę miała pieniądze. Aspekt finansowy nie przezwyciężył mojej pasji.

AK: Dużo jest takich osób, jak Ty, w Polsce? Chodzi mi o osoby, które mają taką wiedzę w tym obszarze, nie na zasadzie słoniki, żabki czy wieczne dzwonki.

Marta: Jedną osobę znam, aczkolwiek trudno mi powiedzieć, czy ma wiedzę na tym samym poziomie, natomiast wiem, że  uczyła się w tej samej akademii co ja.

AK: Od jak dawna się tym zajmujesz?

Marta: Działalność prowadzę od stycznia 2013 roku, natomiast wcześniej pomagałam znajomym, kiedy się uczyłam.

AK: Dlaczego warto spróbować czegoś takiego? Na czym to polega? Przychodzisz do jakiegoś domu, biura i co robisz?

Marta: Zanim przyjdę do biura to zawsze na podstawie adresu oglądam teren w Google maps. Analizując miejsce rozpatruję go na trzech różnych poziomach, w zewnętrznym obejmującym obszar kilku kilometrów od rozpatrywanej nieruchomości, zewnętrznym bezpośrednim w zasięgu wzroku, wewnątrz budynku, jeżeli już jest wybudowany. Dwa ostatnie analizuję na miejscu.

W Google patrzę, gdzie jest najbliższa woda, wzniesienia, jak się układają poziomice, gdzie są najbliższe ronda itp. Dzięki temu mam pierwszy ogląd danego miejsca. Ponadto na podstawie daty urodzenia właściciela, większych czy mniejszych firm, analizuję potencjał danej osoby m.in. w zakresie finansów, relacji, a także jego osobowość. Chcę być dobrze przygotowana. Na miejscu oglądam i analizuję otoczenie blisko danej nieruchomości, robię potrzebne pomiary m.in. mierzę skierowanie budynku, kierunki świata, położenie i rodzaj dróg, skrzyżowań i rond, jak również pozostałą istotną infrastrukturę. Dopiero później wchodzę do budynku.

AK: Czy zdarza Ci się tak, że sprawdzisz sobie to biuro, tę osobę po dacie urodzenia i myślisz sobie: ona ma z tym i z tym problem, to i to nie działa, a potem przychodzisz i celujesz dokładnie w punkt, jeśli chodzi o potrzeby tej osoby?

Marta: Nie, analizuję, a ponadto nie jest to zakres mojej pracy. Skupiam uwagę na potencjale finansowym danej osoby, bo z reguły każdy prosi o polepszenie warunków finansowych. Natomiast jeżeli chodzi o miejsce, to rzeczywiście, mam pierwszą ocenę otoczenia, ale dopiero będąc na miejscu ją potwierdzam. Robię pomiar kompasem, sprawdzam formuły i dopiero wtedy mam pełen obraz tego miejsca. Dopóki nie zmierzę miejsca kompasem, nie mogę dać ostatecznej opinii.

AK: I teraz jesteś na takim spotkaniu, zmierzyłaś sobie wszystko na zewnątrz i co się dalej dzieje?

Marta: Wchodzę do budynku, rozmawiam z daną osobą, mówi mi jakie są jej cele, ponieważ zwykle wcześniej tylko prosi o spotkanie. Jej cele determinują szczegółowość mojej analizy, w tym wnętrza  budynku, potrzebnych pomiarów. Plany nieruchomości zawsze otrzymuję przed spotkaniem. Po spotkaniu, już w swoim biurze dokonuję analizy.  Następnie wysyłam raport z zaleceniami, po którym następuje rozmowa lub spotkanie.

AK: Co na przykład może być takim zaleceniem? Skoro nie ma słoników, to co jest?

Marta: Głównie chodzi o znalezienie źródła qi i sposób wykorzystania go w obrębie danej nieruchomości, ponieważ feng shui działa w oparciu o to, jak qi się przemieszcza, gromadzi i czy w ogóle udaje się ją zgromadzić.

Qi jest to nienamacalna forma energii, która jest w naszym otoczeniu. W tym przypadku nie lubię używać słowa energia, lecz nie widzę alternatywy. Podczas pracy szukam źródła qi, często sprawdzam czy jest rondo, które można byłoby połączyć za pomocą formuł z drzwiami wejściowymi lub bramą wjazdową na teren posesji. Przykładowym zaleceniem dotyczącym otoczenia może być zmiana miejsca lub skierowania drzwi wejściowych, bramy wjazdowej. W budynku wskazuję najkorzystniejsze pomieszczenia dla poszczególnych działów, miejsca o odpowiednim potencjale w danym roku,  skierowania biurek dla kluczowych osób, wyznaczam miejsce spotkań. Zalecenia są indywidualnie dostosowane do celów analizy jak i branży firmy.

AK: Po jakim czasie można spodziewać się jakichkolwiek efektów?

Marta: Różnie. Zależy to od celu, ilości i stopnia wprowadzenia zaleceń, a także potencjału samego miejsca i jego otoczenia. Po dwóch tygodniach, miesiącu, czasem nawet po kilku godzinach.

AK: Czy jest cel, którego nie jesteś w stanie spełnić?

Marta: Tak, są takie cele, których otoczenie samej nieruchomości i układ danego budynku bardzo ogranicza i nie jest to po prostu możliwe. Czasem jest tak, że qi w ogóle nie dociera do budynku, a klient nie ma możliwości lub nie chce ingerować w otoczenie. Zdarza się, że pole manewru jest bardzo ograniczone.

AK: To co wtedy możesz zrobić? Jakie są efekty Twojej pracy? Co się zmienia w firmach i w życiu takich osób?

Marta: W takich sytuacjach zalecenia dotyczą wnętrza budynku. Jakie są efekty mojej pracy? Rezultaty zależą od celów klienta i stopnia wprowadzenia zaleceń. Pojawia się więcej nowych możliwości, bardziej sprzyjających funkcjonowaniu warunków, firma zwiększa swój udział w rynku, ma więcej klientów, zwiększa się lojalność i zaufanie klientów do firmy. Firma ma większy potencjał.

AK: Co najbardziej lubisz w swojej pracy?

Marta: Analizę. To, że mogę badać, oceniać potencjał terenu wykorzystując swoją wiedzę. Mam materiały, formuły, osoby i ich cele, które po prostu analizuję, co można byłoby zrobić, czy jest potencjał. Po prostu mnie to kręci.

AK: Kto powinien się do Ciebie zgłaszać? Komu najbardziej jesteś potrzebna lub kto najbardziej skorzysta na Twojej pracy?

Marta: Na pewno są to firmy, które chciałyby zwiększyć swoje możliwości na rynku, poprawić ich funkcjonowanie, efektywniej działać, mieć więcej klientów, większe zyski, obroty. Również takie, które chciałyby, żeby ich pracownikom pracowało się lepiej. Między innymi daję zalecenia dotyczące środowiska pracy tak, aby sprzyjało ich efektywności, co przekłada się z korzyścią na obroty i zyski.

AK. Dziękuję za rozmowę.

Marta: Dziękuję

Zapraszam do strony www Marty: http://www.szanhe.pl/

Newsletter

Otrzymuj unikatowe treści i case study, w jaki sposób komunikować nowe technologie.

Dziękuję, że dołączyłaś/eś do mojej listy mailingowej