Trudno mi powiedzieć ile dokładnie znam Basię Stawarz. Myślę, że z pięć lat… To osoba wyjątkowo barwna, wesoła, która nie wpisuje się w istniejące schematy. Uparta i ambitnie dążąca do wybranego celu. Jest często na nim tak bardzo skupiona, że potrafi wiele poświęcić dla jego osiągnięcia.

Niedawno wróciła z ośmiomiesięcznej podróży, na którą zdecydowała się w najbardziej zaskakującym dla wszystkich momencie. Jej wcześniejsza firma – Content King – świetnie sobie radziła, ona była zasypywana propozycjami.  I nagle, niemal z dnia na dzień pakuje rzeczy i wyjeżdża w daleki świat.

Dziś zapraszam Was do rozmowy jak zmienił ją ten wyjazd, jej postrzeganie życia i zarabianie na życie.  Basi sposób jak z piątego biegu wrzucić na luz…

Zapraszam do lektury.

Anita Kijanka: Basiu, jesteś na imprezie rodzinnej, jak opowiadasz rodzinie czym się zajmujesz, na czym polega Twoja praca?

Barbara Stawarz: Myślę, że większość naszej branży ma problem z tym, żeby wytłumaczyć naszym rodzicom, a już dziadkom tym bardziej, czym się zajmujemy. Moja babcia ma ulubione określenie. Za każdym razem jak siedzę przy komputerze i ona wchodzi do pokoju, patrzy i mówi „Acha, piszesz. Dobrze to Ci nie przeszkadzam”. Dla niej każdy kto siedzi przy komputerze zajmuje się pisaniem i nie należy mu przeszkadzać. A ponieważ zajmuję się content marketingiem, to najłatwiej może to wytłumaczyć właśnie tak, że piszę?

Co najbardziej lubisz w swojej pracy?

Najbardziej lubię widzieć efekty przekazanej wiedzy, czy zainspirowania, zmotywowania kogoś. Nie samo wgryzanie się w dziedzinę content marketingu, tylko przekazywanie tej wiedzy dalej. Czy w pracy consultingowej w firmach, czy edukacyjne na szkoleniach i uczelniach. Najwięcej satysfakcji sprawia mi już ten owoc pracy i praca z ludźmi. To poczucie, że to ma sens jest dla mnie budujące i motywuje do działania.

Jak z piątego biegu wrzucić na luz

Dlatego napisałaś książkę, między innymi o content marketingu?

Tak, napisałam książkę z kilku powodów. Pierwszym na pewno było to, że chciałam zebrać w jednym miejscu wszystkie tematy dotyczące content marketingu, którymi się zajmowałam. A drugim powodem na pewno było to, żeby osoby zainteresowane tym tematem, mogły bez wertowania internetu sięgnąć do książki i działać samodzielnie. Nie każdy ma okazję albo chęć przychodzenia na szkolenia, na konferencje, a po książkę jest sięgnąć w miarę łatwo.

Ale mówi się, że ludzie nie czytają książek? Myślisz, że faktycznie tak jest? Skoro zdecydowałaś się na taki krok.

No nie czytają, nie będę tu polemizować z danymi. Nawet jak kupujemy, co już jest domniemaniem, że jednak czytamy, to i tak często nie czytamy, tylko te książki mamy. Jestem też przekonana, ba, wiem, że sporo osób ma moją książkę i nigdy jej nie czytało. Sporo moich koleżanek mnie zaskoczyło wysyłając mi zdjęcie książki, chociaż wiem, że kompletnie im się do niczego nie przyda, ale mają, więc to bardzo miłe.

Nie czytamy książek, które są czytane dla przyjemności. Czytamy jednak książki, które mają sprawić, że będzie nam w życiu lepiej. Content marketing to jest to, co albo da nam więcej pieniędzy w biznesie, albo zbuduje naszą markę osobistą, więc to jest książka bardzo użyteczna. A my, tak jak nie lubimy dzisiaj tracić czasu na spędzanie go z ludźmi, bo uważamy, że to nie jest inwestycja, która się zwróci, tak nie lubimy czytać książek, które też się nam nie zwrócą. Ile osób czyta dziś poezję?

„Content marketing po polsku” to jest książka biznesowa, dlatego ona jest poniekąd inwestycją, ale brutalna prawda jest taka, że tam gdzie nie ma zwrotu z inwestycji, tam coraz częściej nie ma nas.

To powiedz mi, jak na Ciebie wpłynęła ta książka? Bo też to była inwestycja czasu, pewnie jakiś środków. Jak ta książka zmieniła Twoje życie?

Napisanie książki przekłada się na markę osobistą, więc na pewno miałam więcej pracy i jeszcze mniej czasu. Z jednej strony to jest bardzo pozytywne, ale z drugiej strony przyczyniło się też do tego, że potrzebowałam dosyć długiej przerwy od tego biegu, od tego pędu. Na pewno polecam napisanie książki każdemu, kto chce zaklepać sobie miejsce w danej dziedzinie dając tym znak: tak, jestem tutaj, zajmuję się tym, to jest temat na którym się znam. To bardzo się sprawdza w budowaniu marki osobistej.

Teraz zaczniemy wątek właśnie Twojego wyjazdu. Przed wyjazdem miałaś taki szalony czas: dużo pracy, wydałaś książkę, mnóstwo konferencji, publikacji, materiałów, szkoleń. Jak wspominasz tamten czas teraz?

Myślę, że tutaj dość Cię zaskoczę, dlatego, że jak patrze na tamten czas po powrocie to bardzo siebie doceniłam. Widzę, że wtedy, zapytana o to ile pracuję, kiedy mam na to wszyscy czas, machałam ręką i mówiłam „no jak to, po prostu dyscyplina, kalendarz, zadaniowość, jest cel, jest jego realizacja – nic nadzwyczajnego”. I byłam sobie takim robocikiem, który realizował te wszystkie cele po kolei.

Ale też wiem, że nie zmarnowałam tego czasu i po podróży bardzo doceniłam to, co zrobiłam, bo też dzięki temu mogłam wyjechać. Mogłam sobie zrobić taką dłuższą przerwę i myślę, że póki co, czuję, że wróciłam bezboleśnie. Ludzie, którzy chciałabym, by o mnie pamiętali — pamiętają. To ważne i miłe bo przecież wróciłam, by dalej rozwijać się, działać i pracować. I nawet miałam w podróży kilka razy moment, że brakowało mi tego. Przed wyjazdem jednak nie widziałam w ogóle ile pracuję, a teraz z perspektywy czasu to widzę i bardzo też to doceniam.

Jak z piątego biegu wrzucić na luz

A gdybyś musiała porównać Basię sprzed roku, jest teraz październik dwa tysiące szesnaście z Basią sprzed października dwa tysiące piętnaście? Czym się różnicie, i czym będzie się różnił Twój personal branding? Bo domyślam się, że jest teraz inny.

To najpierw może ta różnica, czym się różnimy. Na pewno różnimy się podejściem do czasu.

Sama też wiesz, że kiedyś potrafiłam być w kilku miejscach jednocześnie, kiedy czułam, że to jest ważne i potrzebne, a dzisiaj patrze na to ze zdziwieniem. Ważne, potrzebne? Serio?

Kiedy widzę pusty dzień w swoim kalendarzu to zostawiam go celowo, żeby to był dzień spokojny, żeby to był dzień który się sam zapełni. Kiedyś takich dni nie było. Dzisiaj nie buduję tak swojego kalendarza, więc to się najbardziej różni – moje podejście do czasu.

Teraz branding…

Tak, branding Basi teraz, a wcześniej.

Nie  wydaje mi się żebym przybrała tutaj jakąś inna strategię, dlatego, że, zawsze to powtarzałam, bardzo wierzę w autentyczność marek osobistych. Tak jak wcześniej byłam takim trochę demonem pracy i rzeczywiście tego było sporo, tak teraz czuję, że po podróży zmieniłam się i zwolniłam, więc to na pewno będzie odczuwalne.

Ważniejsze stały się dla mnie tematy społeczne, ważniejszy stał się dla mnie marketing wartości. Bardzo zwracam uwagę na etykę w marketingu, na społeczną odpowiedzialność biznesu, więc na pewno też będę kłaść nacisk na to, żeby te tematy pogłębiać i promować. Chcę mówić o tym, że to jest ważne, że dzisiaj marketing tylko taki, który pomaga ulepszać świat ma sens. Marketing, który jest bliżej konsumenta.

Miałam Cię zapytać, czym się będzie różniła Twoja nowa firma od wcześniejszej. Czy coś jeszcze uzupełnisz czy tak właśnie, tym się będzie różnić?

Na razie nie mam zamiaru rozwijać firmy w kierunku agencyjnym. O ile wcześniej była to agencja content marketingowa i działalność typowo usługowa, to na razie mam zamiar skupiać się na edukacji i na pracy wewnątrz firm, na pracy z klientami, a nie na usługach. Zobaczymy czy ten kierunek się sprawdzi, jak nie to będę „pivotować” jak startup 😉

Teraz wróćmy jeszcze na chwilę do grudnia zeszłego roku, kiedy zamknęłaś pewien rozdział, trzasnęłaś drzwiami, spakowałaś się (podziwiam Cię, bo ja mam duży problem ze spakowaniem się na tydzień, nie mówiąc już o pakowaniu się na kilka miesięcy) i co czujesz?

Och, jaką ulgę… Pamiętam ten moment kiedy zamknęłam piwnicę i w niej było całe moje życie. Spojrzałam na te wszystkie rzeczy, które zostawiam, z pełną świadomością, że jak wrócę, to pewnie kompletnie nie będę pamiętać co tutaj jest i gdzie. Oczywiście jak wróciłam, to nie pamiętałam. Ale wtedy, jak wyjeżdżałam, to była taka wielka ulga, że teraz tego wszystkiego już nie potrzebuję, to nie jest całe moje życie – teraz moje całe życie jest tam, gdzie jestem ja i to jest najważniejsze.

Jak z piątego biegu wrzucić na luz

Zobacz, osiągnęłaś tak dużo, napisałaś książkę, byłaś na samym szczycie, w pewnym momencie i jeżeli chodzi o personal branding i skojarzenia z content marketingiem. Mówili, że content marketing się skończył bo wyjeżdżasz. Nie bałaś się zostawić tego wszystkiego? Na pewno wiele osób Ci mówiło o swoich lękach i mówiło Ci “jak możesz?”. A Ty wyjeżdżałaś.

No tak, absolutnie tutaj masz rację, bo po pierwsze wyjechałam i odeszłam też z firmy w najlepszym momencie z możliwych. To znaczy w najlepszym momencie zawodowym jaki mogłam sobie wymarzyć. Nie narzekałam na brak propozycji, no na nic. Tak naprawdę świetny czas zawodowy, a ja mówię, że „Hola, hola! To ja teraz rzucam wszystko i wyjeżdżam”. No i tak też w życiu moim bywa, że lubię sobie powywracać do góry nogami, a później znowu budować od początku.

Wszyscy się dziwili – to na pewno. Myślę, że to było zdziwienie, ale czułam, że jak tego nie zrobię, to zacznę działać trochę wbrew sobie. Też mam wrażenie, że w pewnym momencie zaczęłam wchodzić w nie swoje buty. A czy się nie bałam? Bardzo się bałam, bałam się wszystkiego.

Bałam się i podróży i wszystkich lotów, które przede mną i wszystkich złych ludzi, których mogę spotkać. Strach ma wielkie oczy. I oczywiście bałam się tego co będzie po powrocie.

Wszyscy mi powtarzali, którzy wyjeżdżali, że przed wyjazdem nie ma sensu myśleć w ogóle o tym co będzie po powrocie. Ale strach był ogromny – chociaż sama przed sobą się do niego starałam nie przyznawać.

Wiele osób też mówiło „o wspaniale, wielomiesięczna podróż, też bym tak chciał”. A uważam, że wcale nie, że większość osób wcale by tak nie chciało. Gdyby chciało, toby zrobiło. To nie jest aż tak trudne. Ale jest to naprawdę takie wyjście poza wyświechtaną strefę komfortu. Wszyscy o tym mówią, ale co to jest? Gdzie to jest? Sam fakt, że przez wiele miesięcy nie wracasz do swojego miejsca, do swojego łóżka. Jest się jak taki żółw, który się przemieszcza i trzeba wszystko znaleźć w sobie. Nie w ludziach, którymi się otaczamy, nie w przedmiotach, które mają nam coś dać. Po prostu całą sobą jesteś siłą i oparciem dla siebie. Czasami przeciwko całemu światu, który codziennie wychodzi na spotkanie i niekiedy z torbą obitych jabłek w dłoni.

Jak teraz zastosujesz tę wiedzę, którą zdobyłaś o sobie, o tym co przeżyłaś w trakcie tych podróży w codziennym życiu? I czy myślisz, że to się przełoży na Twój biznes czy nie?

Jest bardzo dużo rzeczy, które mi ta podróż dała, ale też starałam się w tym czasie od biznesu odciąć. Więc widzisz – pytasz o zwrot z inwestycji jaki mam z tej podróży.

To znaczy chodzi mi bardziej o to, czy pewne rzeczy, które odkryłaś w sobie podczas podróży, których wcześniej sobie nie uświadamiałaś pracując intensywnie, nagle widzisz i stwierdzasz, „dobra, teraz taka będę”, bo tak będzie bardziej moje, bo na przykład się zmieniłaś.

Tak, na pewno wiele się zmieniło poprzez doświadczanie, bo tylko w taką zmianę wierzę. Nie w powiedzenie sobie – będę taka. Ale nie patrzyłam na tę podróż jako na coś, co mi coś da, jakaś podróż w głąb siebie, poszukiwanie czegoś, kogoś. Zupełnie nie. Ja po prostu chciałam wyjechać, odpocząć, czegoś doświadczyć i wrócić. Ale widzę, że odkąd wróciłam bywam bardziej złośliwa, taka trochę bezczelniejsza, a może bardziej asertywna? Myślę, że pewniejsza siebie i doroślejsza, dojrzalsza. Nie wiem czy tego oczekiwałam, he he, ale to chyba bierze się z dużego dystansu, którego nabrałam do bardzo poważnych #problemówpierwszegoświata.

Na pewno czuje się o wiele, wiele silniejsza i nie wiem czy mi to pomoże, czy bardziej zaszkodzi.

Zadam Ci totalnie typowo branżowe pytanie – dobrze Ci znane pojęcie  FOMO, Fair of missing out. Cały czas oglądamy Facebooka, sprawdzamy maila bo boimy się, że coś stracimy a Ty, nagle, na kilka miesięcy wyjeżdżasz.

Myślisz, że nie miałam FOMO?!

Bardziej chciałam zapytać jak ono przebiegało.

Miałam ogromne i to niesamowite było tego nagle doświadczać. Od 6 lat na zajęciach ze studentami, namawiałam ich do tego, żeby się wyłączyli z Facebooka na jakiś czas i obserwowali. Niektórzy przez dwa tygodnie robili wielki detoks. Byli wtedy bohaterami roku.  Sama też to stosowałam, kiedy nie wykorzystywałam Facebooka tak intensywnie do pracy. Obserwowałam FOMO, czytałam o tym i mówiłam na zajęciach czy konferencjach.

No, ale nagle zaczęłam tego doświadczać.

Szczytem była Vipassana – dziesięciodniowe odosobnienie medytacyjne w milczeniu, bez kontaktu wzrokowego z innymi. Trudno się to opisuje słowami, jakie to jest przeżycie, kiedy nie ma dookoła nic, a okazuje się, że jest wszystko.

My tak myślimy, że właśnie wyłączenie się z serwisów społecznościowych, to naprawdę jest jakieś głębokie poczucie straty – swoją drogą też, ale do tego zaraz przejdziemy.

Ale wróćmy do FOMO. Przez pierwsze tygodnie miałam ogromne, a  później, kiedy już miałam internet, ale na przykład tak dorywczo jak na Kubie, w czterdziestostopniowym upale, z mokrymi dłońmi próbowałam coś na tym smartfonie sprawdzić. Raziło mnie  słońce, zrywało się połączenie i widzę, że się tyle dzieje, wszyscy działają i się rozwijają, a ja tu siedzę na tyłku. Co ja tu w ogóle robię?

Wiele razy nachodziła mnie taka myśl i sama musiałam się krygować i odpowiadać sobie na to pytanie – No odpoczywasz, to jest Twój czas i tak sobie postanowiłaś. Póki mi było z tym dobrze, to tak robiłam.

Ludzi musi poruszać Kuba, kiedy widzą, że wszyscy w domach siedzą i obojętnie o której godzinie nie wejdzie się do jakiegokolwiek domu czy mieszkania, to w salonie wszyscy zawsze siedzą i rozmawiają, to niespotykane.

U nas zadawalibyśmy pytanie, sama też często pytałam – czy coś się stało? Wszyscy siedzieli i rozmawiali. Oni tam po prostu nie mają co robić, więc siedzą i rozmawiają. U nas wszyscy są po kątach, gdzieś każdy coś robi, a tam siedzą i rozmawiają.

A FOMO znika po czasie, więc okazuje się, że jest do oswojenia.

Jak z piątego biegu wrzucić na luz

Wróciłaś do Polski po podróżach i stwierdziłaś, że zakładasz jeszcze raz firmę. Co takiego jest w byciu przedsiębiorcą, że stwierdziłaś, że chcesz znowu wrócić i założyć coś własnego?

Chyba nie wyobrażam sobie dzisiaj pracy na czyichś warunkach. Kiedy pracujemy na swój rachunek, czy jako freelancerzy lub kiedy rozwijamy swoje firmy, to jesteśmy panami swojego czasu. To my wyznaczamy kierunek działania, my decydujemy kiedy i ile chcemy pracować, w jaki sposób i ile chcemy zarabiać.

Jesteśmy niezależni, samodzielni i wydaje mi się, że jak siebie poznałam w różnych modelach współpracy, to nie nadaję się ani do spółek, ani do tego żeby wykonywać czyjeś zadania. Wydało mi się to kompletnie naturalne, że przyjadę i będę robić co będę chciała. Mam nadzieję, że jak najdłużej.

To w takim razie czym będzie happy content?

Happy content… Wiesz co, kiedyś miałam bardziej emocjonalne podejście do tego, ale dzisiaj tak sobie myślę – Happy content jest nową firmą, którą sobie zrobiłam, żeby mieć pracę i żeby mieć z czego żyć i żeby mieć zajęcie i satysfakcję z pracy. To jest moja nowa praca, a że sprawia mi radość i daje satysfakcje, pozwala żyć na dobrym poziomie, to tym lepiej. Miliony ludzi na świecie mogą tylko pomarzyć o tak komfortowej sytuacji. A miliony innych nawet nie wiedzą, że taki świat istnieje. Kiedy tłumaczyłam Kubańczykom jak pracują blogerzy, to usłyszałam – to tak można żyć? W podróżach nie chodzi o to, by oglądać biedę, ale często by zrozumieć, że mamy tak wiele, a i tak marnujemy ten potencjał, którego innym nigdy nie będzie dane nawet poznać.

To kiedy kolejna podróż?

Chyba szybko… Śledzę loty, promocje, otwieram google maps… Takie stare nawyki, he he. Kilka dni po powrocie ogromnie się cieszyłam, że wróciłam, że znowu mogę rozpakować te wszystkie pudła. Przez dwa tygodnie wnosiłam wszystko z powrotem do mieszkania, układałam, cieszyłam się, że jestem na miejscu. Ale nowe plany już są, tylko na pewno, póki co, nie chcę już pakować kartonów. A jak wiadomo, z kartonami nie ma żartów.

Jak z piątego biegu wrzucić na luz

Newsletter

Otrzymuj unikatowe treści i case study, w jaki sposób komunikować nowe technologie.

Dziękuję, że dołączyłaś/eś do mojej listy mailingowej